Przejdź do zawartości

Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a zimę stanowi pora deszczów... Astronomowie zapominają widocznie o tem, że rok na Marsie ma 687 dni, wszystko więc ma czas do dojrzenia!
Tu zapadł w głęboką zadumę; teraz pojął, dlaczego tu drzewa były tak olbrzymie, a rośliny tak rozrośnięte: istnienie ich bowiem było dwa razy dłuższem, niż na Ziemi. Pragnął zobaczyć, jak piękną będzie jesień, pogodna a tak długa, gdy cała przyroda będzie powoli i długo zamierać, strojna w bogate kolory, nieznane mieszkańcom Ziemi. Jakże cudnem tu być musi powolne, długie budzenie się natury ze snu zimowego, co za przepych kwiatów, po śnie tak długim witających powrót słońca!
Później lato zwrotnikowe upalne, lasy złocistego koloru, jesień w czerwieni i złocie, wśród żałosnych okrzyków ptaków wodnych, lecących całemi chmarami...
Myślał o tych zmianach przyrody z zapałem naturalisty. W myśli jego rysowały się wymarzone wspaniałe rośliny; widział cieniste, głębokie wąwozy, zarosłe gęstwiną drzew, splątanych Ijanami: tam to chroniły się Erloory przed jasnością dnia, po swych krwiożerczych, nocnych wycieczkach; na wzgórzach rosły palmy kokosowe i daktylowe, pomarańcze, obciążone owocami, roztaczające jednocześnie upajający zapach swych śnieżnych kwiatów.
Nagle gniew go ogarnął:
— Nic nie znam dotąd — zawołał — nic nie widziałem jeszcze na tej planecie tajemniczej! Wiem tyle, ilebym wiedział, spadłszy na Ziemię między Eskimosów lub mieszkańców Ziemi Ognistej! A przecież mogą tu istnieć, oprócz Erloorów, inne istoty, piękne, rozumne, szczęśliwe, zamieszkujące inne, cieplejsze okolice