Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się pożądliwe spojrzenia całego zgromadzenia, jako na największą ozdobę tej szczególnej uczty.
— Oto nieszczęśliwi, którzy nie znają gotowanego jedzenia, a sól uważają za przysmak... Ale to się da zmienić — nie upłynie pół roku, a muszą poznać dzieła Brillat-Savarin’a, Carême’a i barona Brisse!
Dziecinna myśl sprzedawania Marsyjczykom dzieł tych sławnych smakoszów, w ozdobnych wydaniach, dała mu kilka chwil szalonej wesołości. Opanował ją jednak, przypomniawszy sobie, iż powinien się zabrać do ofiarowanego mu jedzenia, co też i uczynił, dla zrobienia im przyjemności choć głodnym nie był.
Wywołało to niezmierną, hałaśliwą wesołość obecnych.
Ich radość nie miała granic, kiedy Robert, chcąc użyć po tej niestrawnej uczcie nieco ruchu, wziął za rękę staruszka w zielonobronzowych piórach, oraz młodą dziewczynę, która mu jedzenie przynosiła i poszedł między niemi, aby obejrzeć wioskę.
Oswojone foki i wydry, rozciągnięte na brzegu wody, dały mu się głaskać; wielki szczur wodny, wdrapawszy się na ramię Roberta, pociągał go lekko zębami za ucho, a duże, poważne kormorany chwytały dziobami jego bawełnianą opończę. Tłum kobiet i pucołowatych dzieci towarzyszył tej trójce, patrząc na przybysza z ciekawością, pełną życzliwości i uszanowania.
Żaden król lub prezydent rzeczypospolitej, odwiedzając kraj zaprzyjaźniony, nie czuł się dumniejszym od Roberta — a nawet jego położenie było o tyle wygodniejszem, iż nie potrzebował się obawiać bomb anarchistów! Zostawił nawet swój łuk, strzały i ma-