Przejdź do zawartości

Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miejscami zmarszczonej, to znów pokrytej kępkami białawych włosów. Po chwili wziął w rękę rodzaj fletu, czy piszczałki z trzciny bambusowej, którą każdy indjanin potrafi zrobić za pomocą małego nożyka, jako najprostsze, najpierwotniejsze narzędzie muzyczne i zaczął na niej grać cicho i łagodnie, przebierając swemi wyschłemi palcami.
Miss Alberta uczuła dreszcz przestrachu, przypomniawszy opowieść o owym grajku, który swoją zaczarowaną muzyką sprowadza grono gości weselnych nad brzeg przepaści...
Jog tymczasem grał jedną z tych wschodnich melodji prostych a zawrotnych, w których jedne i te same tony powtarzają się ciągle, to prędzej, to wolniej, ciągle te same...
Uwaga widzów była naprężoną w najwyższym stopniu. Czuli, że mają przed sobą coś więcej nad zwykłe kuglarstwa, o których tyle czytali, a które wydając się z pozoru cudami, dają się zwykle wytłomaczyć logicznie.
Teraz Fara-Szib przyśpieszał stopniowo rytm swojej muzyki, która wywierała wpływ dziwny, w miarę jak stawała się coraz szybszą.
Niekształtny strzęp skóry, leżący między świecami zdawał się drgać, jakby poruszany niewidzialnym podmuchem, potem się skręcił, wzdął i rozwinął, jak pergamin, położony na żarzących węglach.
Czuło się jakąś mękę w konwulsyjnych ruchach tej rzeczy martwej, poruszającej się z wysiłkiem, zmuszanej do życia i posłuszeństwa przez potężną czyjąś wolę.