Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czyż pani może przypuszczać — unosił się nieraz Ralf — ażeby Robert zginął tak łatwo, jak każdy inny człowiek, z febry, gorączki, czy porażenia słonecznego? Czyż był zwyczajnym robotnikiem, tragarzem, lub źle aklimatyzowanym Chińczykiem?
— Nie, nie myślałam tego nigdy — odrzekła młoda dziewczyna, a na czole jej rysowała się zmarszczka pełna stanowczości, nadająca jej wielkie podobieństwo do ojca. — Taki uczony chemik, fizjolog, hygienista, jak on, byłby rozpoznał w samym początku każdą swoją chorobę i umiałby się od niej obronić, tak jak odwaga, siła i rozum broniły go od nieprzyjaciół. Jest w tej sprawie coś ukrytego, o czem jeszcze nie wiemy, ale się potrafimy dowiedzieć, panie Ralfie!
Rozmowa ta miała miejsce podczas jazdy pysznym samochodem, który córka bankiera kazała zbudować specjalnie do tej podróży. Był to obszerny salonik, osadzony na bajecznie mocnych kołach, o sile 500 koni.
Pochodził od najlepszego fabrykanta londyńskiego: cena tego cacka sięgała pięćdziesięciu tysięcy funtów szterlingów, a był urządzony tak zbytkownie, że tylko pociągi specjalne dla panujących mogłyby o nim dać niejakie pojęcie. W tej chwili pyszny ten samochód przebywał z szybkością drogę, po obu stronach której rosły palmy, latanje i inne podzwrotnikowe rośliny.
Gromady małych, rudych małpek przebiegały po ich gałęziach, a nawet, ku zdziwieniu miss Alberty, spadały na budę samochodu, aby za chwilę śmiałym skokiem znaleźć się znów na drzewie.
Lecz wkrótce lasy ustąpiły miejsca bogatym plantacjom bawełny, tytoniu i maku strzeżonym przez silne, kolczaste żywopłoty.