Przejdź do zawartości

Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się wyrwał z tym idjotycznym parnasizmem. G.... wiesz co to jest poezja!
Siedział z butem w ręku i patrzył w jego głębię. Cicho i zapałem zaczął recytować jakieś wiersze. Przebiegały po mnie dreszcze, byłem oczarowany nowością zdarzenia. Poeta rzucił butem we drzwi na znak, że to już koniec i wstał. — Bieda! — westchnął. — Bieda! — Zgasił lampę naftową i ciężko zwalił się na kanapę, z której słychać było jeszcze jego szept. — Ty — ozwał się po chwili z ciemności — jak to jest dalej: Aniele boży, stróżu mój — — —? Ty także nie wiesz? Gdy staniesz się taką samą świnią jak ja, to i tobie tego zabraknie, zobaczysz jak bardzo ci tego będzie brak — — —
Rano spał jeszcze, obrzmiały i z rozwichrzonemi włosami. Gdy się zbudził, zapatrzył się we mnie chmurnym wzrokiem. — Zapisywać się na filozofję? Naco ci to? Człowieku, że też ci się takich rzeczy zachciewa! — Pomimo to protekcjonalnie zaprowadził mnie na uniwersytet, tu jest to, tu znowu tamto, i pal cię djabli. Byłem zmieszany i olśniony.
Więc to jest Praga? I tacy oto są w tej Pradze ludzie? Widać tak już być musi i trzeba będzie przystosować się do tego. Po paru dniach zapoznałem się z rutyną wykładów uniwersyteckich. Notowałem w zeszytach uczone wykłady, których nie mogłem zrozumieć, a po nocach debatowałem z pijanym po-