Przejdź do zawartości

Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gerowałby sobie choroby całego szpitala. Jednym słowem niech pan pakuje swoją szczoteczkę do zębów i... — wskazał palcem ku drzwiom.
Jasnowidz zgodził się i melancholijnie skinął głową. — Ja bym tego nie wytrzymał — dodał z cicha. — Nie może pan sobie wyobrazić, jak bardzo taka rzecz wyczerpuje. Gdyby on... ten ktoś, ten X, był przytomny, można by wszystko poznać dokładnie i ściśle, wszystko byłoby jasne jak słońce. Ale przy takiej głębokiej nieprzytomności — jasnowidz zakręcił głową. — Straszna, niemal beznadziejna praca. W ogóle nic wyraźnego, nie ma żadnych konturów... — Mówiąc o tym, cienkimi palcami kreślił coś w powietrzu. — A tu jeszcze ta jego gorączka, taki zamęt nawet w podświadomości. Wszystko takie pomieszane i pozbawione związku! Poza tym tak go tu wszędzie pełno. Wszyscy o nim myślą: pan, pielęgniarki, wszyscy. — Na twarzy jasnowidza ukazało się coś jakby skupiona udręka, głęboka i mocna. — Muszę stąd uciekać, bo mógłbym zwariować.
Internista słuchał bardzo uważnie, przechylając głowę na bok. — No i co — pytał ogólnikowo — dowiedział się pan czego o nim?
Jasnowidz usiadł i drżącymi palcami zapalał papierosa. — Coś niecoś — odpowiedział wypuszczając z wydechem dym. — Ale choć to i owo poznałem, zawsze są jeszcze luki i dużo niepewności. — Machnął ręką. — Poznać, to znaczy natknąć się na jakąś tajemnicę. Jeśli chce pan wiedzieć, czy natknąłem się na zagadki i niepewności, to odpowiem, że tak. Pod tym względem poznałem sporo. Ja wiem, pan by chciał, żebym o tym opowiedział, ale nie chce pan pytać. — Przez chwilę medytował przymykając oczy. — Ale ja się tego chcę pozbyć. Gdy to sobie zgadam z duszy, będę mógł odejść od tego i niech to sobie leży, jakby się szanowny pan wyraził. Człowiek nigdy nie pozbędzie się tego, o czym milczy.