Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Żółta febra, kolego, to u nas rzecz rarytniejsza — obstawał internista przy swoim. — Niechże sobie ma, kolego, taki wspaniały exitus i niech odejdzie z tego świata jako wyjątkowy i jedyny Przypadek. Czyliż z tym swoim omotanym łbem, który nie ma ani twarzy, ani imienia, nie wygląda jak maska mająca przedstawiać tajemnicę? — Internista z wielką troskliwością okrywał nieprzytomne ciało. — Biedaku, powiesz ty nam jeszcze bardzo wiele, gdy ci zajrzymy do środka. Ale wtedy przygoda życia będzie już skończona.

XI

Nazajutrz temperatura podnosi się znowu. Trzydzieści osiem z ułamkiem, a bandaże koło ust są sczerniałe, jakby od zwomitowanej krwi. Pacjent jest już całkiem żółty i gaśnie, jak to się mówi, w oczach.
— No i co? — pyta chirurg czcigodną siostrę. — Dzisiaj w nocy nic? Już się siostrze o nim nie śniło?
Siostra miłosierdzia zdecydowanie kręci głową. — Nie. Modliłam się i poskutkowało. — Po czym spochmurniawszy dodaje: — Prócz tego wzięłam trzy proszki bromu.
Wtem przyszła inna pielęgniarka i meldowała, że ten pacjent prywatny, ten z abscesem na karku, ma gorączkę i czkawkę, nic nie mówi i słabnie. Mrucząc gniewnie i wysoce zaniepokojony pędzi chirurg do pokoju jasnowidza tak szybko, aż poły jego białego kitla furkoczą jak na wietrze. Jasnowidz leżał z oczyma zamkniętymi, a cienki jego nos zwracał się jakoś patetycznie ku sufitowi.
— Co mi tu pan będzie gorączkował! — krzyknął chirurg. — Niech pan pokaże! — Było tego trzydzieści osiem z czymś tam. Chirurg podrażniony tą gorączką zdjął mu opatrunek, ale rana była czysta, piękna rana, bez jakiegokolwiek zapalenia. I w ogóle nic osobliwego, tylko oczy troszeczkę przyżółkłe i ta czkawka. Chirurg wałęsa się po korytarzu i zagląda znowu na salę numer szósty. Tam, nad