Przejdź do zawartości

Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Patrzmy, jest na utrzymaniu Mulatki. Tak jest, teraz wiadomo. Kocha ją do szaleństwa i sprowadza do niej pijanych drabów, do tej dziewki najbardziej spodlałej, i czeka tymczasem na dworze na swoją cząstkę.
Tak się rzeczy miały.
Istotnie, tak było. — Głowa byłego Kettelringa opadła głęboko na pierś. — Siedział tam w kawiarni pewien Jankes, a ja uśmiecham się idiotycznie: Mogę pana zaprowadzić do pięknej dziewczyny — piękna, kolorowa... Amerykanin zerwał się zaczerwieniony, nie mogąc widać znieść tego poniżenia białego człowieka. Potem uderzył mnie w twarz, w ten oto policzek. — Na policzku byłego Kettelringa wyskoczyła czerwona plama. — Rzucił na ziemię pogniecioną pięciodolarówkę, podczas gdy mnie wypychano na ulicę. Powróciłem jeszcze po tę pięciodolarówkę i łaziłem na czworakach jak pies...
Niegdysiejszy Kettelring podniósł oczy pełne zgrozy. Czyż się o takich rzeczach nigdy nie zapomni?!
Może jednak. Spróbuj, spróbuj zapomnieć o tym.
A tak, upijałem się jak zwierzę, a jednak zapomnieć nie mogłem. Zataczałem się, łaziłem, sam nie wiem gdzie...
...drogą podobną do drogi mlecznej śród żywopłotów kwitnących bougainvilles...
Tak, tak, właśnie tam. Słyszałem trzaskanie rewolweru i ktoś biegnący wpadł na mnie. A potem, potem wreszcie zapomniałem o wszystkim, co było.

XXXVII

Były Kettelring odetchnął. Tak, teraz się wszystko wydało i choćbyś robił nie wiem co, nic gorszego być nie może. A jednak i wtedy, kiedym łaził na czworakach jak pies, nie ulegałem, nie odezwał się we mnie głos: dość, poddaję się, a to jest mój powrót do domu, powrót z pokorną