Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przez łzy zalewające mu oczy, na oślep, nieświadomie, wypisał prawdziwe imię swoje, które na tyle lat zniknęło mu z pamięci.

XXXV

Nie wytrzymał w hotelu, musiał wyjść na dwór, w noc. Siedzi w porcie na kupie podkładów dozorowanych przez murzyńskiego strażnika, łokciami wparł się w kolana i patrzy w czarną, pluszczącą wodę. Teraz wie wszystko i nawet wspominać nie potrzebuje. Układa w sobie całe życie niby karty, żeby jedna nie wystawała nad drugą, i tylko odwraca tę lub ową kartę. Dobrze, dobrze, są wszystkie i ani jednej nie brakuje. Takie ma dziwne uczucie... ulgi czy może bolesnego przepełnienia.
Powiedzmy dom rodzinny. Dom bez matki, duże pokoje z ciężkimi zasłonami i ciemnymi meblami, pełnymi dostojeństwa. Ojciec, który nie miał czasu dla dziecka, był obcy i surowy. Wystraszona, bojaźliwa ciotka... uważaj chłopczyku, tam nie siadaj, nie wtykaj palca do ust, nie baw się z tymi brudnymi dziećmi. Czerwono-zielona piłka, zabawka najmilsza, bo skradziona na ulicy beczącemu dzieciakowi, jednemu z tych szczęśliwych dzieci, którym wolno było biegać boso i z nosami usmarkanymi, bawić się w błocie albo siedzieć w kucki nad kupą piasku...
Były pan Kettelring uśmiecha się i oczy mu błyszczą. No, widzisz, ciotko, jednak postawiłem na swoim i biegałem boso i umazany jak węglarz, jadałem ogórki czuczu, które Murzynka ocierała brudną koszulą, i niedojrzałe guajawy zbierane w kurzu drogi. — Niegdysiejszy Kettelring ma niemal poczucie zadowolonej zemsty. Jednak postawił na swoim!
Dalej. Niespokojny chłopak, którego naturalna dzikość tłumiona jest przez tak zwane wychowanie. Zaczyna rozumieć rzemiosło własnego ojca. Tym rzemiosłem są fabryki, jest nim to, aby jak największa ilość ludzi zmuszona była