Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niby olbrzymi rozpadający się wrzód. Moczar dyszał żarem jak rozpalony kocioł, w którym gotuje się smołowiec, a stopy przy każdym kroku grzęzły w zastygającym, drżącym i chlupoczącym bitumie.
Nareszcie droga dowlokła się do moczaru i Kettelring pojechał do Port au Prince poszukiwać kredytów, zdobywać auta ciężarowe i beczki, najmować szoferów i dozorców. Gdy powrócił, na miejscu nie było żywego ducha. W samym środku moczaru miał się ukazać diabeł i rozbujał cale mokradło, tak że kipiało ono niby wrzące powidła. Z trudem spędził garść parszywych i chorych Murzynów z kaprawymi oczami, pełnymi much, i zaczął kopać asfalt. Był to lśniący, czarny glancepitch najlepszego gatunku. Gorzej było z autami. Jedno rozbił Mulat wiozący kotły i beczki z Gonaiwy, drugie wjechało w moczar i po kilku dniach znikło pod powierzchnią. Pozostało więc tylko jedno dla transportowania asfaltu do portu.
Kettelring dogląda kotłów, żeby smoła była dokładnie wygotowana. Jest czarny i brudny jak palacz i trzęsie się z zimnicy przy tym piekielnym ogniu. Zresztą malarię mają tu wszyscy, więc nic osobliwego. Nawet już nie dotyka rękoma wiadomej chusteczki koronkowej, żeby jej nie umazać. Nie myśli o niczym, tylko o beczkach pełnych asfaltu. No, teraz już wszystko pójdzie i Kettelring, mrużąc oczy spalone żarem, zgorączkowanym palcem rysuje w powietrzu fabryki, które tu staną. Haiti Lake Asphalt Works czy coś takiego.
Oczywiście, ma się i zgryzoty, choćby i z tym Mulatem, który wozi beczki do Gonaiwy. Auto psuje się ciągle, a ten śmieje się w oczy. Kiepski samochód, proszę pana, i droga niedobra. Kettelring wyrzucił go i teraz jeździ sam, z brzękiem i szczękiem zwozi beczki do portu i cieszy się, że jest ich tam już tak dużo. Setki beczek, a dalsze setki zostaną zwiezione. Co za piękno! Tylko że ten wygnany Mulat, to wielkie ladaco i widział był kawał świata. Wałęsał się w pobliżu Haiti Lake Asphalt Works z koszulą rozchełstaną na