Przejdź do zawartości

Strona:PL Karel Čapek - Meteor.pdf/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Camagueyno śmiał się, ukazując długie żółte zęby, ale jego oczy były zwężone niby złe i głębokie strzelnice. — Życzę panu dużo szczęścia, panie Kettelring. Dałem panu dużo pieniędzy, prawda? No, cóż robić? A la salud!
Kettelring wstał. — Ja tu wrócę, Camagueyno.
Adios, muy seńor mio. — Camagueyno kłaniał się według starego zwyczaju kubańskiego i odprowadził szacownego gościa aż ku drzwiom. — Dobranoc, mój panie, dobranoc!
Wysoki peon zatrzasnął za Kettelringiem kratę żelaznych drzwi. Dobranoc panu! — I Przypadek X odchodzi śród kwitnących żywopłotów bougainvilles drogą, która bieleje w gwiaździstej nocy niby droga mleczna.

XXXIII

Teraz oddala się już nie ten obojętny człowiek, przed którego zimnymi oczami przesypywał się kalejdoskop portów i plantacyj, ale zdecydowany zdobywca i zabijaka idący w szeroki świat z zadartą głową, człowiek przemieniony do gruntu, którego napięte mięśnie zdają się szczękać jak żelazo. Jakby się narodził po raz drugi. Ale czyż nie w tym tkwi najwyższa płciowość miłości? Czyliż nie rodzimy się naprawdę z piersi i łona kobiety, którą kochamy? I czyż to łono nie krzyczy za nami dlatego właśnie, iż chce nas zrodzić? Teraz jesteś mój, albowiem w bolesnych wstrząsach urodziłam cię młodego i pięknego. I czyliż osiągnięcie miłości nie jest nam czymś jakby początkiem nowego życia? Powiedzą: złudzenie! Ale czyliż złudzenia mają przyczyny mniej głębokie niźli rozczarowania?
Pójdziemy więc za nim najpierw na Haiti. Jest tam moczar, o którym mówią, że w nim są złoża czarnego bitumu. Ale ten moczar wydziela taką okropną woń, że w jego pobliżu nie wytrzyma ani ptak, ani ropucha, ani nawet Murzyn. Pojechał tam konno — dajmy na to z Gonaiwy, ale