Przejdź do zawartości

Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go niemożliwym w dobrem towarzystwie — dodawał zazwyczaj pan mecenas, kończąc rozmowę o Wariewskim.
Poznanie moje z tym niezwykłym człowiekiem było, jak on, niezwykle.
Pojechałem pewnego poranku obserwować wschód słońca na »Małym fontanie«; w kiosku, zbudowanym tuż nad morzem, na nadbrzeżnym przyskałku, ujrzałem człowieka, pogrążonego w dziwnej zadumie, zapatrzonego w dal na sfalowaną powierzchnię wód, zkąd wkrótce miało się wynurzyć słońce.
Milczeliśmy obaj zamyśleni.
Wierzchołki rozszalałych fal zarumieniły się lekkim, niepochwytnym zrazu odcieniem karminu; białe, pieniste grzebienie przybierały barwę, jaką ma musujące szampańskie wino, zabarwione kilku kroplami starego »Bordeaux«; wiatr wzmagał się z każdą chwilą, rozwścieczone bałwany obrzucały nas aż tam w kiosku, na wysokości kilku sążni po nad zwykły poziom, obfitym deszczem mikroskopijnych kropel.
Wreszcie stał się nagle cud — morze zakipiało tysiącem barw, milionem iskier, blasków i promieni — z po za szczytów fal, niby z po za łańcucha lodowców alpejskich, ukazała się wspaniała purpurowa tarcza słoneczna.
— I to bydło poszło spać! — zawołał w tej chwili mój nieznany sąsiad, zwracając się wprost do mnie.
— Eh! książę Siergiej wyprawił był tu małą ucztę; było kilka dam i kilku młodych ludzi. Pili nad miarę i pojechali do miasta spać... Bydło!
Od tej rozmowy rozpoczęła się nasza znajomość. Spotykaliśmy się później codziennie prawie w restauracyi francuskiej; później wychodziliśmy na bulwar, roztaczający swą zieloną wstęgę po nad lasem masztów odeskiego portu i tam trawiliśmy długie godziny na pogadankach, dotykających najrozmaitszych przedmiotów.
Niezwykła była to znajomość. Po dziesięciu prawie dniach doszło było do tego, że po prostu nie mieliśmy dla siebie tajemnic, powierzaliśmy sobie najskrytsze myśli, najgłębiej