Przejdź do zawartości

Strona:PL Kajetan Abgarowicz - Z carskiej imperyi.pdf/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Później przyszło mi na myśl, czy wogóle wypada narzucać się komu pierwszego zaraz dnia po odbyciu tak uciążliwej podróży. Wpadłem więc w smutną zadumę, w dziwną jakąś tęsknotę i bezradność i usiadłszy na szezlągu w moim pokoju, przesiedziałem tam bez ruchu, sam nie wiem jak długo. Siańkowi, który wzywał mnie do obiadu, odpowiedziałem opryskliwie, że jeść nie będę, bo głowa mnie boli — i siedziałem dalej miotany najrozmaitszemi uczuciami. Jakieś znowu czarne przeczucia zaczęły rodzić się w mej duszy. Nigdy przedtem niezaznane obawy otoczyły mnie zewsząd; niepewność jakaś, jak chmura gradowa, zawisła nademną i gnębiła mnie dziwną jakąś, duszną, dławiącą atmosferą. Sam nie wiedziałem co, ale czułem to najdokładniej, że coś mi groziło. Byłem już prawie pewny zagłady mego szczęścia.
Nie mogłem się zdecydować, co mam zrobić? Czułem, że wszystkie nerwy drgają we mnie; zdawało mi się, że stały się one strunami jakiegoś dziwacznego, żyjącego instrumentu, że rozbrzęczały się te struny jakąś wściekłą, ohydną, fałszywą melodyą, pełną wstrętnych dyssonansów; tu i ówdzie przebrzękiwała jeszcze cicha, kojąca nuta, lecz coraz rzadziej, coraz ciszej.
Gdym spostrzegł, że słońce chyli się już ku zachodowi, zerwałem się gwałtownie i z gorączkowym pośpiechem zacząłem się ubierać. Nie długo to trwało, uczesałem włosy, zapiąłem swój studencki mundur i ruszyłem piechotą do zamku.
Szedłem długo, wahając się ciagle; jeszcze od samej bramy chciałem się wrócić i uciekać gdzieś w dal, gdzieś w bory jakieś ciemne, w puszcze bezdenne, byleby się skryć przed okiem ludzkiem. Przemogłem jednak ten strach dziecinny; pewnym krokiem wszedłem do salonu.
Zastałem tam zgromadzoną całą, dawniej mi już znaną rodzinę i jakiegoś obcego oficera w paradnym mundurze »kawalergardzkiego« pułku.
Zauważyłem dokładnie, że moje pojawienie się wywołało na twarzach wszystkich pewien rodzaj kłopotliwego zdziwienia.