Przejdź do zawartości

Strona:PL Juliusz Zeyer - Jego i jej świat.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nia; głos jej drżał, a serce, głośno bijące, ręką przyciskała.
— Czyżby pani nie zechciała, abym ją zastąpiła? — powiedziała, raczej krzyknęła.
— Z przyjemnością! Pójdźmy, zaprowadzę panią do hrabiego, to się już państwo sami rozmówicie.
Sylwia nie zauważyła jasno zielonego domina, które; zobaczywszy ją wchodzącą do sali, jak większość widzów, bez maski, stanęło za nią, przysłuchując się jej krótkiej rozmowie. Skoro odchodziła, przemówiło ono słów parę do innego domina i udało się w kierunku Sylwii i jej towarzyszki.
Tymczasem podniosła się kurtyna.
Scena przedstawiała gęsty las; w dali, między krzakami tlił ogień, wybuchając od czasu do czasu większym płomieniem. Przytłumiona muzyka naśladowała szum gałęzi, świst wiatru, szmer strumieni, płynących pod skałą.
Rozległ się tętent kopyt końskich, a za chwilę ukazał się hrabia Justyn, siedzący na siwoszu. Był przybrany we wspaniały strój dworzanina z czasów Ludwika XIV. Zatrzymał się przy studni, zszedł z konia, aby napić się wody. Z jego monologu dowiedzieli się widzowie, że zabłądził w lesie, zobaczywszy zaś znaną mu studnię, uradował się, bo już teraz znajdzie drogę.
— Co to za światło migoce? — pytał sam siebie, przysłaniając przed słońcem ręką oczy.
Naraz w cieniu gęstych drzew zjawił się cudny