Przejdź do zawartości

Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dom w Czetazne należał do mamy. Dnie mijały bezczynnie. Bawiliśmy się od rana do nocy. W zimie zapijaliśmy herbatę, w lecie chłodniki; a przez cały rok zajadaliśmy najlepsze smakołyki, paliliśmy nargile, tańczyliśmy, śpiewaliśmy... Było to piękne życie.

Tak jest, było to piękne życie, za wyjątkiem dni, w których ojciec lub syn, albo też obydwaj razem, zjawiali się pośrodku zabawy, zaczynali bić matkę, okładać Kyrę, a mnie walili po głowie, gdyż ja także uprawiałem taniec. Dawali nam najwstrętniejsze przezwiska, a nieszczęśliwe kobiety rzucały się do stóp swoich tyranów i błagały, by oszczędzali ich twarze.
«Nie w twarz!» wołały w niebogłosy «w Imię Boga i Najświętszej Dziewicy, tylko nie w twarz!...Przebaczenia!... Nie dotykajcie oczu!... Przebaczenia!»...
Ich twarze, oczy, uroda!... Nie było kobiety, która mogłaby im dorównać!... Miały złote włosy, sięgające za kolana, bladą cerę, oczy, brwi i rzęsy koloru hebanu. W żyłach mej matki płynęła krew trzech narodowości: turecka, rosyjska i grecka, krew okupantów, którzy ongi zajmowali naszą ziemię.
W szesnastej wiośnie życia urodziła matka pierwszego syna, ale nawet po mojem przyjściu na świat, wyglądała na młodziutką dziewczynę. Ta piękna kobieta, stworzona do pieszczot i pocałunków, bita była do krwi. Krzywdę, jaką jej wyrządzał ojciec, kochankowie wynagradzali stokrotnie. Nigdy się nie dowiedziałem, czy razy, które dostawała matka, były karą za niewierność; czy też wskutek okrucieństwa ojca zaczęła szukać pociechy u kochanków. W każdym