Przejdź do zawartości

Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

noc, cisza... Robiło się późno. Nagle Tinkutza pochwyciła porozumiewawcze spojrzenie, które ojciec zamienił z ciotką i wybuchnęła głośnym płaczem.
Zgrzytnęły drzwi i ukazali się dwaj bracia; między nimi stał człowiek, na którego widok zmartwiałem.
Był to grek, mój dawny przyjaciel. Przybywał teraz, jak zbrodniarz i donosiciel.
Stali w otwartych drzwiach. Odezwał się zdrajca. Wyciągnął rękę i wskazując mnie, rzekł:
— Więc to ma być pan Isworanu?... Nie dziwię się, że jest związany. To Stawro, ten p...
Po tem ostatniem słowie, które nazwało — mój występek, Tinkutza krzyknęła i padła zemdlona, podczas gdy ja...
Wściekłość i nienawiść braci wybuchnęła z nieokiełznaną siłą. Wywlekli mnie na środek pokoju i tłukli po twarzy, głowie, piersiach, póki nie zemdlałem. Potem...
Obudziłem się na śniegu, przed zamkniętemi drzwiami. Byłem przemarznięty, obolały i napół nagi.
Zebrałem siły i udałem się do Turka, który przed dwoma laty dostarczał mi mąki. Przyjął mnie, jak chrześcijanin i pielęgnował, jak brat.
W kilka dni potem, zacny ten człowiek — nie wiedząc do kogo mówi — opowiedział mi, że na lewym brzegu Dunaju wyłowiono Tinkutzę...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Trzydzieści pięć lat minęło od tego dnia. A ja co roku, w rocznicę tragicznych chwil, idę nad brzeg