Przejdź do zawartości

Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— O, Barba Yani! Spójrz na jej usta. Być może potrafią jeszcze całować coś prócz nargili! Gdybyśmy mogli urządzić dwa śluby jednocześnie.
— Tak jest, dwa małżeństwa! Gdyż moje z Seliną, było tak pewne, jak nasza bieda.
— Ach, Stawraki! — zawołał mój biedny przyjaciel. — Wiele jeszcze świata zbiegniesz, zanim poznasz życie!
Był dobrym prorokiem.
Przybyła Selina. Piękna brunetka, o długich włosach i djabelskiem spojrzeniu, silna i zdrowa; duszę miała kupiecką a rozum kurzy. Onieśmieliła nas wszystkich. Podziękowania jej krótkie były i oschłe. Uważała, że życie nasze było wstrętne, i omal, że nie czyniła nam wyrzutów, za to, że matka żyła w nędzy. Na dowód pogardy wynajęła sobie oddzielny domek: matkę odwiedzała codziennie i bawiła u niej przez kwadrans. W dodatku dała matce jakąś śmieszną sumkę pieniędzy dla nas, jako «odszkodowanie». Wystrojona i obwieszona klejnotami była przedmiotem ogólnej zazdrości.
Dowiedzieliśmy się od sąsiadki, że odwiedzał ją jakiś piękny młodzian z Bejrut.
Selina, moja przyszła, moja narzeczona!...
— Ah, Barba Yani! Życie jest pełne rozczarowań — rzuciłem się w ramiona jedynego, prawdziwego przyjaciela.
— Czy nie wiedziałeś tego, Stawraki?... Więc się ucz nanowo. Tymczasem weź imbryk, daj mój, weźmy nasze manatki, i w drogę. W drogę! Świat jest piękny!