Przejdź do zawartości

Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiesz? Sprzedając salep, nie spotyka się Aleksandra Wielkiego!...
— Ależ tak — odpowiedział mój przyjaciel — każdy musi się zagrzać przy ogniu!
To powiedzenie o podwójnym sensie, spodobało się oficerowi. Raczył rozmawiać z nami. W pewnej chwili spojrzenia nasze skrzyżowały się.
— Widziałem cię już gdzieś — rzekł do mnie.
— Tak jest — odpowiedziałem, rumieniąc się — jechaliśmy tym samym powozem z Mustafą-bejem, przed pięciu laty.
— Tak, tak, na Allaha! Ty jesteś tym chłopcem, który szukał matki, chorej na oczy! Wieleś się musiał nacierpieć z tym przeklętym typem.
— O, tak, wiele... nie znałem go wtedy.
— Ale, czy można ufać pierwszemu lepszemu nieznajomemu, który głaszcze po policzkach?
Długo rozmawiał z nami oficer. Opowiadał mi o haniebnych czynach Mustafy-beja. Zainteresował się Barbą Yani i jego wiedzą. Na pożegnanie uściskał nas serdecznie i poprosił każdego z nas, ażebyśmy przyjęli po funcie tureckim.
— To nie napiwek — rzekł — staremu daję w dowód szacunku jego wiedzy, a młodemu — jego cierpień.
Po powrocie do domu, Barba Yani odezwał się:
— Widzisz, mój Stawro? Wszędzie są ludzie zbłąkani, ale inteligencja łamie wszelkie zapory; tak łamie je wtedy nawet, gdy jest odziana w mundur wojskowy!
Z tem wszystkiem Barba Yani starzał się. Cho-