Przejdź do zawartości

Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lowane, ale wszystkie żaluzje były zapuszczone. Z uporem okrążyłem mur. Wreszcie znalazłem oświetlone okno. Zajrzałem. W pokoju pięknie umeblowanym nie było nikogo... Czekałem, na ostatnim szczeblu drabiny, łudząc się, że ktoś tam wejdzie... Serce waliło, jak młotem.
Nagle, stopień, na którym stałem, załamał się i omal że nie upadłem. Chwyciłem za mur, trzymając się jako tako, lecz oto niespodziewanie wyrwano mi z pod stóp drabinę, i wpadłem wprost w objęcia eunucha, który zaczął mnie okładać.
Związano mnie, rzucono do wózka i zawieziono natychmiast do prewencyjnego więzienia.

Więzienia prewencyjne w Turcji były prawdziwą katorgą. Nieszczęśliwi, którzy się tam dostali, a zwłaszcza za przestępstwa tak poważne, jak moje, nie wiedzieli nigdy, kiedy będą sądzeni — chyba że jakaś wpływowa osoba szła z upominkiem błagać o łaskę dla winowajcy. Ale najgorszem nieszczęściem nie była utrata wolności, lecz okropna egzystencja, którą wiódł więzień w swojem zamknięciu, wtedy zwłaszcza, gdy był młodym człowiekiem.
Dziesięciu było nas w celi. Wspólne łoże, składające się z szeregu desek zajmowało trzy czwarte pokoju. W kącie stał wielki drewniany kubeł z pokrywą, gdzie każdy się załatwiał. Powietrze było nie do zniesienia. Wszy, pluskwy i szczury! Całe roje... Nikt nie zadawał sobie trudu, ażeby je zabijać. Życia by na to nie starczyło.
Najohydniejsze praktyki odbywały się na oczach