Przejdź do zawartości

Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jeden «czerek» można wypić dziesięć kaw i tyleż nargili wypalić!
Przyjrzałem się twarzom obu grających sąsiadów. Obaj byli młodzi i przystojni. Grali z niezwykłem i niezrozumiałem dla mnie napięciem, a pionkom swoim przyglądali się z natężeniem, które przyprawiało mnie o ból głowy. Wydali mi się bardzo sympatyczni, zwłaszcza oficer o twarzy nieco kanciastej, obok którego siedziałem. Mówili niewiele, ale czystym tureckim językiem. Mowa ich podobała mi się, a jednocześnie mroziła serce, gdyż Nazim Effendi też mówił pięknie po turecku. Mundur oficerski uspokoił mnie.
— To musi być dzielny człowiek — pomyślałem, przyglądając się piersi pokrytej orderami.
Nagle pochyliłem się ku niemu i zapytałem:
— Przepraszam pana, czy pan wie?...
Nie podnosząc na mnie oczu, ruchem ręki powstrzymał dalszy ciąg moich słów.
Dodało mi to zaufania. Po chwili pochyliłem się znowu, aby go zapytać, lecz zanim zdążyłem otworzyć usta, zatrzymał mnie tym samym ruchem ręki i — przesunął pionek.
Nie zwracając uwagi na nic, palnąłem:
— Przepraszam pana, może pan wie, gdzie się tu leczą chorzy na oczy?
— A kto jest chory na oczy! — wrzasnął oficer.
— Ależ... to... moja matka — jęknąłem z przestrachem — oczy jej wypłynęły.
— Twojej matce oczy wypłynęły?... Co to ma