Sto bryk i trzy pogrzeby, on wszystkie przekrzyczy[1]
Trąby, rogi i surmy: czy to się nie liczy?
45
Lecz mówmy znowu o mnie, wyzwoleńca synu,
Co mu wszyscy psztykają pochodzeniem z gminu.
Żem twój gość, Mecenasie, że żyjemy razem,
Żem dawniej rzymski legjon miał pod swym rozkazem,
Różne to rzeczy: bo jak słusznie może drażni
50
Wywyższenie, tak brzydko zazdrościć przyjaźni,
Zwłaszcza, żeś ty w przyjaciół wyborze rozumny,
Czczej próżności daleki. Słuszniem z tego dumny,
Że twą przyjaźń zawdzięczam nie szczęśliwej chwili,
Nie ślepy traf nas zbliżył; dobry ci Wergili
55
O mnie, potem Waryusz, com zacz, powiedzieli.
Przyjęty, coś tam bąknę, bo mię onieśmieli
Wstyd niemowa, nie dając rozwodzić się szerzej.
Nie nałgałem ci wtedy, że ojciec z rycerzy,
Że konno włość objeżdżam w saturańskim kraju;[2]
60
Powiedziałem, kim jestem. Jak to masz w zwyczaju,
Rzeczesz krótko. Odchodzę. Zaś w dziewięć miesięcy
Zapraszasz: wracam, by się nie rozłączać więcej.
Rzecz wielka, że nieślepy na cnoty i zmazy,
Nie na ród u mnieś patrzał, lecz życie bez skazy.
65
A jednak, żem naznaczon nie w sposób jaskrawy