Przejdź do zawartości

Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lu obudziło się w mej piersi wobec tego opuszczenia i upadku.
Kiedy w małej gromadce, zostawiwszy żołnierzy o kilkadziesiąt kroków za sobą, stanęliśmy nad trupem zwyciężonego króla, stara Gagoola podniosła w górę swoje nieludzkie oczy, obrzucając nas słowami pełnemi gorzkiego, nielitościwego szyderstwa.
— Cześć tobie, o królu! — wołała głosem, podobnym do skrzypiącego drzewa. — Jadłeś chleb tego, który tu leży, a przy pomocy białych czarowników zbuntowałeś mu wojsko i odebrałeś tron. Cześć ci, o królu!
Ignosi, stał obojętnie słuchając słów wiedźmy. Wówczas, ja pochyliwszy się nad trupem Twali, odpiąłem z nad czoła królewską przepaskę i podałem ją Ignosiemu.
— Włóż to — rzekłem — prawy królu Kukuanasów.
Ignosi zawiązał przepaskę z dyamentem a postawiwszy nogę na martwem ciele swego wroga, wybuchnął śpiewem do hymnu zwycięztwa podobnym, dziwnie pięknym, ale zarazem tak dzikim, że nie w mocy mojej powtórzyć go tu dokładnie.
„Uciemiężyciele nasi powstali rankiem, zatknęli pióra i gotowali się do walki.
„Za włócznie chwycili, a żołnierze wołali: