Przejdź do zawartości

Strona:PL H Mann Diana.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czekano; duchowni przestali śpiewać. W otwartych drzwiach swego tarasu, obok gości, stała księżna Assy. Trzy minuty minęły zaledwie, a wszyscy, którzy wypełniali plac, podnieśli ku niej wzrok. Wreszcie arcybiskup spostrzegł, jak cicho stało się nagle dokoła, i z uśmiechem spojrzał wgórę.
Wówczas od tyłu, gdzie milkły ostatnie modlitwy, inne dźwięki zabrzmiały wśród długich szeregów ludzi. Był to okrzyk, który podchwycili obywatele i żołnierze. Zjednoczyli się w nim, szeregi ich zmieszały się, oczyma i rękoma obiecywali sobie teraz, że nikt już nie będzie wysyłał synów, aby strzelali do ojców innych; nikt nie podniesie pięści przeciwko umundurowanemu synowi przyjaciela. Żałoba po ostatnich wydarzeniach przywróciła znowu wszystkich sprawie tej kobiety; wołali:
— Niech żyje księżna Assy!
Wołali to z zapałem, niektórzy wśród łkania.
Z prawicą na poręczy balkonu spoglądała księżna na tysiące odchylonych głów, które rozjaśniało słońce. Chorągwie kościołów i klasztorów wypełniały powietrze prze-pychem swych złotych haftów. Czerwono-złoty baldachim księcia kościoła niby kolebka jakiegoś boga zstępował z nieba. Hełmy połyskiwały. Delikatne skrzydła aniołków migały na ramionach małych dziewcząt, które przesyłały księżnej pocałunki rączkami. Lud wznosił ku niej wgórę ramiona, czapki i przysięgi miłości; wydawał okrzyki i kołysał się barwnie. Nagle zabłysła stal szpady: wydobył ją ktoś z otoczenia księcia. Wnet potem wszystkie szable zasalutowały; było to jak lot srebrnego ptaka w powietrzu poludniowem. Fili sam posyłał jak uczniak pocałunki ręką.
Księżna pochyliła się; promienie słoneczne ześlizgiwały się po jej wąskich ramionach. Procesja ruszyła dalej, przyglądała się jej, w swobodnem poczuciu potęgi.