Przejdź do zawartości

Strona:PL H Mann Diana.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mnie na bezczynność, jestem ambitny, a wszelki wawrzyn zabiera mi się z przed nosa.
Zerwał się, drepcząc pochylony po pokoju. Ramiona miał stałe podniesione jak skrzydła, dłonie trzepotały się na wysokości piersi w przegubach, dogóry i nadół.
— Biedny, — rzekła księżna i spojrzała na zegarek.
— Pochlebcy oskarżają mię przed królem, moim ojcem, jakobym nie mógł się doczekać chwili wstąpienia na tron.
— Ale tak przecież nie jest?
— Boże mój, życzę królowi długiego życia. Ale i ja chciałbym żyć, a tego oni nie chcą.
Podszedł na palcach blisko do niej i szepnął z wysiłkiem tuż przy jej twarzy:
— Chce pani wiedzieć, kto nie chce?
Odkaszlnęła; powiało na nią silnie alkoholem.
— No?
— Je — zu — ici!
— Ach!
— Jestem dla nich zbyt trzeźwy, dlatego mię gubią. Któż dzisiaj jest pobożny? Mądrzy udają, że nimi są: ja jestem za dumny na to. Czy pani wierzy może, księżno, w zmartwychwstanie albo w niepokalane poczęcie albo wogóle w cale Królestwo Niebieskie? Ja osobiście jestem wysoko ponad tem wszystkiem.
— Nigdy się tem nie interesowałam.
— Przesądów nie mam wcale, to pani powiadam. Kościół się mnie boi, dlatego mię gubi.
— Proszę, i jakże to robi?
— Popiera moje występki. Przekupuje moje otoczenie, aby mi dawano pić. Jeśli spotykam gdzieś piękną kobietę, to ci czarni postawili ją na mojej drodze. Nie jestem nawet pewien, księżno, czy i pani... pani sama... Pani jest, może pobożna?