Przejdź do zawartości

Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom II.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
65.

Kto mu łeb utnie y kto go żywota
Zbawi, dam mu swą gładkość y urodę.
Wżdyć którego z mych dawnych sług ochota
Ruszy do pomsty, a ia nie zawiodę:
Swoie królestwo y gromadę złota
Y samę siebie dam mu za nagrodę.
Ieślim niegodna kupna z tem towarem,
Próżnem iest gładkość przyrodzenia darem.

66.

Iuż o nię nie dbam y iuż mi nie miła
Y tego mi żal, żem wielką królową,
Y tego, żem się kiedy urodziła,
Y by nie pomsta, umrzećiem gotową“.
Coś więcey ieszcze, kiedy odchodziła,
Mówiła — z gniewu rozerwaną mową.
Tak szła od brzegu, a twarz iey pałała;
Krzywo patrzała, warkocze targała

67.

A kiedy przyszła na pałac wysoki,
Ćmy duchów od niey przyzwane leciały,
Słońce pobladło, nieba się w obłoki
Y w chmury w oka mrugnieniu ubrały.
Wiatry szalone górom tłukły boki,
Ziemia się trzęsła, a piekła ryczały;
Gdzieś poyrzał, wszędzie różne beły słuchy,
Szumy, szczekania, gwizdy, zawieruchy.