Przejdź do zawartości

Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom I.djvu/311

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
62.

Odganiał Anyoł złotemi skrzydłami
Plugawe chmury y czarne ciemności,
A noc swóy warkocz pleciony gwiazdami
Iuż odkrywała, z anyelskiey światłości.
W takiey więc słońce między obłokami
Po niepogodzie wychodzi iasności,
Tak piękna gwiazda po długiem ogonie
Upada wielkiey macierzy na łonie.

63.

A kiedy przyszedł, gdzie piekielne ony[1]
Larwy, z pogaństwem mieszały lud Boży —
Na wyciągnionych skrzydłach zawieszony,
Taką ie mową y oszczepem trwoży:
„To wiecie dobrze, iakie Nieskończony
Pan gromy ciska, iakie Iego grozy,
O! źli, uporni — chocia w męce wieczney,
O! hardzi — chocia w nędzy ostateczney.

64.

To wyrok Iego, że krzyż święty stanie
W Ierozolimie z Iego możney ręki!
Cóż po tych burzach? w kiem macie ufanie,
Że mu się chcecie przeciwić przezdzięki?
Idźcie — przeklęci — na wieczne karanie.
Na wieczny ogień y na wieczne męki;
Tam w Acheroncie swych woien pilnuycie
Y iako chcecie, tam z nich tryumphuycie;

  1. ony zamiast: one, 1 przyp. l. mnogiej, porównaj pieśń I, str. 32, zwr. 74.