Przejdź do zawartości

Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/433

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
OPOWIEŚĆ IX
Guido Cavalcanti
Pan Guido Cavalcanti zręczną przymówką uwalnia się od kilku jezdnych, którzy go nagle zaskoczyli

Królowa, widząc, że Emilja opowiadanie swoje skończyła, i że z wyjątkiem jej a także uprzywilejowanego do mówienia przy końcu Dionea wszyscy z obowiązku swego się wywiązali, w te słowa się odezwała:
— Musicie wiedzieć, że przed dawnemi czasy w mieście naszem wiele pięknych i chwalebnych panowało zwyczajów, które teraz prawie całkiem w zapomnienie poszły, bowiem rosnące wraz z zamożnością skąpstwo na wstręcie im stanęło.
I tak było w obyczaju, że znaczniejsi obywatele z sąsiednich ulic zbierali się często razem w różnych dzielnicach miasta i łączyli w towarzystwa, z pewnej określonej liczby osób się składające. Baczono przytem na to, ażeby tylko takich ludzi do społeczeństwa przyjmować, którzyby koszta wspólne podjąć mogli. Raz tedy uczta u jednego wypadła, drugi raz u innego, i w ten sposób kolej na wszystkich przychodziła. Często na takich ucztach ugoszczano znakomitych cudzoziemców, albo też spraszano na nie miejscowych obywateli. Towarzystwa takie odbywały także pochody przez miasto, urządzały turnieje, szczególnie w dni wielkich świąt, z okazji zwycięstwa albo też jakiegoś zdarzenia radosnego dla całego miasta.
Na czele jednej takiej kompanji stał pan Betto Brunelleschi. Tak on,