Przejdź do zawartości

Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nakoniec powtórzyła mi C. C. słowa swej przyjaciółki: „Ubóstwiam go, widziałam jego łzy, poznałam go, nie wiedziałam, że są mężczyźni, co umieją tak kochać“. Dalej odmalowała mi przerażenie, jakie wywołała przyniesiona rano wieść do klasztoru, że burza zatopiła tej nocy gondolę w tym czasie, kiedy oddaliłem się już z Murano. M. M. zemdlała. Odpisałem C. C. że uznaję mą winę i że przekonam o mojej skrusze M. M. jak tylko będę mógł się z nią widzieć. Do M. M. zaś posłałem parę gorących słów tkliwego uniesienia. W parę dni później, czwartego lutego, zobaczyłem się znowu z moją ukochaną. Padłem jej do stóp. Lecz jakież słowa mogły oddać stan mojej duszy, tłumaczem mym był długi pocałunek; który spoił nasze usta spragnione. Uściskiem złączeni posłoniliśmy się na sofę oddając się roskoszy miłosnego pojednania. A kiedyśmy ochłonęli ze wzruszenia, poczęliśmy się śmiać oboje, zauważyliśmy bowiem, że nie zdjąłem płaszcza i maski. Tego samego wieczora dowiedziałem się od M. M., że kochankiem jej jest poseł francuski de Bernis, który życzy sobie mnie poznać. Złożyliśmy potem hołd Amorowi i około północy zasnęliśmy z ustami na ustach, przytuleni do siebie. Obudziliśmy się aż o brzasku dnia. Za cztery dni mieliśmy się znowu zobaczyć. Spędziłem je na ustawicznej grze, był to nałóg zakorzeniony tak głęboko we mnie, że: grać znaczyło to dla mnie żyć! Na dniu oznaczonym udałem się do mego najętego pałacu, gdzie miałem podejmować M. M. z jej przyjacielem. Przedstawiła mi go po formie. Podano wykwintną wieczerzę, podczas której uchwyciłem ster rozmowy w swe ręce, i mimo ton czołobitny, ożywioną tu i ówdzie lekkością żartu. M. M. zaś z wielkim wdziękiem opowiedziała historję romantyczną naszego poznania się. Rozmowa naturalnym tonem skierowała się na moją miłość ku C. C. M. M. skreśliła jej sylwetkę bardzo zajmująco. Na to poseł: — Jakże byłbym rad, gdyby pani była przyprowadziła ze sobą swą zachwycającą przyjaciółkę. — Naraziłabym się na niebezpieczeństwo — odrzekła M. M. z lekkim uśmiechem. Lecz — dodała zwracając się ku mnie — jeżeli to panu zrobi przyjemność, może pan z nią u mnie zjeść kolację. Spimy razem, w tym samym pokoju. — Towarzystwo pani jest tak zachwycające — odparłem — że nie trzeba mu innej ozdoby, prócz pani postaci. De Bernis zaś zauważył grzecznie, że należy uprzedzić C. C. na przyszły raz, gdy się będziemy mieli zejść. Rozmawialiśmy jeszcze o tem i o owem, poczem moi goście odeszli. Umówionego