Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tak, co on pisze? moje słonko? do ciebie tak samo jak do mnie?
JANKA. Do mnie tak samo jak do ciebie...
TOSIA (oszalała z bólu). Mamo! Babciu! (biegnie do nich, obie siedzą po lewej). Patrzcie pan Władysław kochał się przedtem w Jance — porzucił ją dla mnie — to jest dla mego posagu — to są jego listy — nazywa ją słonkiem... jak mnie... ja nie mogę iść za niego!... nie mogę!...

(Rzuca się matce w objęcia, która ją tuli).

MATKA. Cicho, cicho, nie płacz! rzeczywiście to bardzo zły postępek!...
JÓZIA (głośno). Dosyć walca, będziemy tańczyć lansyera.
PANIENKI. Nikt z nas nie umie.

(Grają lansyera, panienki próbują tańczyć).

MATKA. Pokaż te listy (czyta). Rzeczywiście ta dziewczyna nie skłamała. Ach, co, teraz? co teraz? co świat powie? Otóż to, kiedy kobieta pozostanie sama nie wie co robi, kogo w dom wpuszcza.
MANIA (do Tosi). Tosiu, Tosiu, chodź potańcz z nami!
BABUNIA. Idź, Tosiu, nie trzeba zasmucać swych gości, potańcz i powróć tu za chwilę, otrzej łzy, wszystko będzie dobrze.
TOSIA. Ale jak, babciu? jak?
JÓZIA. Tosiu, czekamy! a ty, Janka?