Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się mnie nawet o dzienniczek nie pytała (wyjmuje z biurka dzienniczek, przybiegając do sukni). Ty moja sukienko, jakie ty mi niespodzianki odkryjesz?...

(Obie dziewczynki z dwóch stron wychylają główki z pod sukni wołając: a ku-ku! Tosia śmiejąc się wybiega i wchodzi do pokoju Lunia. Mysia i Wisia biegną do kanapy).

LUNIA (podrastająca panienka, ubrana biało, trochę niezgrabna, czerwieni się co chwila). Jak się masz, Mysiu! dzień dobry, Wisiu!

(Wbiega Ziunia, ubrana biało z wielką kokieterją).

ZIUNIA. Dzień dobry, Luniu. Co tu robisz z temi dzieciakami, siadaj tutaj — a wy idźcie sobie dalej. Co to jest rozsiadać się po kanapach! Także!...

(Szędza Mysię i Wisię, które idą trochę dalej).

LUNIA. Jaka jesteś dzisiaj ładna, Ziuniu.
ZIUNIA. W sekrecie ci coś powiem, tylko przysięgnij się, że nikomu nie powiesz...
LUNIA. Jak mamę kocham!

(Wisia podsłuchuje).

ZIUNIA. Upudrowałam się!
LUNIA. O!...
ZIUNIA. Dlaczego ty jesteś taka czerwona?
LUNIA. Ach, Boże, czy ja wiem czemu ciągle piekę raki. Wiesz, już mi życie po prostu zbrzydło. Profesor wyrwie mnie, albo