Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

BABUNIA. Oh! nie!... za nic na świecie... To zły znak. Już lepiej ja pójdę położę się spać a na trzynastkę nie pozwolę...
TOSIA. Ależ, babciu, jakże bez ciebie!
JANKA (z goryczą). A więc to tylko dla tego, aby was nie było w fatalnej liczbie. Więc ja mam was od nieszczęścia ochronić... Ja? ha, ha, ha! to zabawne, (po chwili). A kto wie! może ja wam właśnie nieszczęście przyniosę?
MATKA. Żartujesz chyba...
JANKA, (nagle podniecona). Ja? nie? Choć od dziecka podobno przynosiłam nieszczęście, Stało się coś złego... oho!... Janka była za progiem. Podobno mam takie zielone oczy — po co ja mam tu przychodzić z temi oczami i patrzeć na tę ślubną suknię i na pannę młodą, na te róże, na te fotografię...
TOSIA. Co tobie Janko?...
JANKA. Nic! nic!... No to jeżeli chcecie i tak mnie zapraszacie, to ja przyjdę (z ironią). Pójdę, ubiorę się w Tosiną sukienkę i przyjdę. To nic — że sukienka cisnąć mnie będzie i tu i tu i koło serca, ale ja przyjdę na czternastą z pełnemi garściami szczęścia? kto wie!...
MATKA. Jakto!... kto wie?...
JANKA. Spytajcie tych róż, one wiedzą — uwiędły, bo ja spojrzałam na nie. Bądźcie zdrowi!

(Wybiega).