Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

TOSIA. Babciu, ona mi usypała pudru z tego pudełka, co jest na wyprawę i zabrała flakonik perfum!
BABUNIA. Tosiu!... wstydź się... nie lataj. Niktby patrząc na ciebie nie pomyślał, że idziesz jutro za mąż.
TOSIA. Co to ma jedno do drugiego. Dzień dobry, Janko. Cóż ładnie mnie uczesali? fryzjer powiedział à la vierge... niby, niby stosownie na dzisiejszy dziewiczy wieczór. Uczesz się tak samo — pan Władysław mówił mi kiedyś, że ty masz twarz do tego stworzoną, (nagle do Ziuni). Oddasz mi puder, ty nieznośna kokietko.
ZIUNIA. Jak mamcię kocham, babciu, wzięłam dla żartów okruszynę... a tu zaraz takie krzyki... Czekaj, powiem panu Władysławowi, że jesteś złośnica, że się pudrujesz, że jak tylko są konfitury, to je pokryjomu wyjadasz, to zobaczymy czy on się z tobą ożeni.

Wybiega na prawo, potykając się o sługę, która wnosi bukiecik róż białych i list).


SCENA SZÓSTA.
Te same oprócz Ziuni, SŁUŻĄCA.
ஐ ஐ

SŁUŻĄCA. Proszę panienki (z uśmiechem). od pana Władysława.
TOSIA. Babciu jakie cudne róże. Ach jaki