Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ny wyraz twarzy. Siedzący bowiem na ławie przyjaciele śledzili go z uwielbieniem, patrząc, jak „zachodzi“ — i jak kobiety rzucają mu w przelocie jakieś słowa, które on, szczęśliwiec! z uśmiechem niedbałym przyjmuje. Gdy powracał do ławki, kołysząc się na swych krótkich, kaczych nogach, gołowąsy młodzieniaszek w świat podbojów wchodzący, zapytywał:
— I cóż? i cóż? co one powiedziały?...
Ireneusz wydymał dolną wargę:
— Ha! lecą na mnie!
Po ławce rozchodził się szmer uwielbienia.
Wiadomo bowiem, że Ireneusz należy do tych wybrańców, którzy mają szczęście do kobiet! Już w czwartej klasie miał taką reputacyę, gdy za brązowemi spódniczkami pensyonarek gonił, spocony, czerwony, kroplami potu na krótkiej, niekształtnej szyi okryty.
Pensyonarki pluły, złościły się, obrzucały go rozmaitemi epitetami, on to wszystko ze stoicyzmem znosił — wiedząc, że w oczach kolegów rośnie na zjadacza