Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

orszak z szumem, szelestem i śmiechem posunął ku wyjściu.
Karety jedna po drugiej podjeżdżać zaczęły. Przechodnie zatrzymywali się na chodnikach, grupy dzieci cisnęły się do drzwiczek powozów.
Tren panny młodej pokrył się cały kurzem i szare smugi ciemniały na fałdach jedwabiu. Pani Teodorowa pociemniała ze złości pod obłokami dziewiczego welonu.
— Psiakrew cholera! — wymówiła wsiadając z furyą do karety.
Za nią wskoczył Teodor, naciągając na plecy zielonkawe, króciutkie palto, podbite żółtawym jedwabiem.

∗             ∗

W kościele Honorka pozostała sama. Kościelny sprzątał poduszki, zaginał rogi dywanu.
Honorka płakała ciągle, czując jakby ogień pod czaszką. Piersi i plecy bolały ją jakby od silnych uderzeń pięścią. Czuła dobrze, iż wszystko się dla niej skończyło, że teraz już nawet żyć nie może nadzieją