Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



I.

Psiakrew! — wykrzyknął nagle ojciec Roland, który od kwadransa trwał nieruchomo, z oczy ma wbitymi w wodę, od czasu do czasu ruchem leciuchnym unosząc wędkę z głębi morskiej toni.
Rolandowa, drzemiąca w głębi łódki obok pani Rosemilly, zaproszonej na tę wycieczkę rybołowczą, zbudziła się i zwróciła głowę do męża:
— I cóż?... i cóż?... Jerominie!
Jegomość wściekły odparł:
— Wcale nie chwyta. Od południa ani jednej ryby. Na połów powinni się wybierać sami tylko mężczyźni; przez kobiety zawsze się człowiek spaźnia.
Dwaj jego synowie, Piotr i Jan, stojący jeden po lewej, drugi po prawej stronie łodzi, z wędkami obwiniętymi koło palców, równocześnie wybuchli śmiechem, a Jan odparł:
— Ojciec niezbyt uprzejmy dla naszego gościa.
Stary Roland zmieszany, począł się usprawiedliwiać:
— Przepraszam panią, pani Rosemilly, ale taki już jestem. Zapraszam panie, bo lubię ich towarzystwo, ale skoro się znajdę wśród wód, myślę jedynie o rybach.