Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/347

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Chwycił ją spazm; obie ręce przycisnęła do piersi i osunęła się zemdlona.
Przeszło godzinę była jak martwa; następnie otworzyła oczy i dostała konwulsyjnych drgawek, przy obfitym upływie łez.
Gdy się nieco uspokoiła, była tak osłabiona, że nie mogła wstać. Rozalia jednak, obawiając się dalszych ataków w razie opóźnienia wyjazdu, poszła po syna. Wzięli ją oboje, zanieśli na bryczkę i usadowili na drewnianej ławce, pokrytej ceratą; stara służąca, siadłszy obok Janiny, otuliła jej nogi, na ramiona narzuciła gruby płaszcz i rozpiąwszy nad nią parasol, zawołała:
— Dyonizy, jedźmy, a szybko!
Młody człowiek wskoczył na wózek, w braku miejsca usadowił się tylko jednem udem i podciął konia, którego bieg nierówny raz wraz podrzucał obie kobiety.
Na skręcie drogi wiejskiej zobaczyli kogoś, przechadzającego się wzdłuż i wszerz; był to ksiądz Tolbiac, zdający się czatować na tę chwilę wyjazdu.
Przystanął, by bryczka mogła przejechać. Jedną ręką podtrzymywał sutannę, by jej nie obryzgano, odsłaniając łydki chude w czarnych pończochach, zakończone olbrzymiemi zabłoconemi ciżmami.
Janina spuściła oczy, nie chcąc się spotkać