Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niósłszy głowę, ukrytą dotąd w dłoniach, przymknęła oczy, oślepione blaskiem jutrzenki.
Góra chmur purpurowych, zakrywając ostatnią część wielkiej alei topoli, zlewała potoki krwi na rozbudzoną ziemię.
I powoli, drążąc świetlne chmury, siejąc ogień na drzewa, równiny i ocean, cały horyzont, glob olbrzymi, wyłonił się płomienny przed oczyma dziewczyny.
A ona omal nie szalała ze szczęścia. Radość upojna, wzruszenie bezkresne wobec tej wspaniałości świata, zalały jej serce omdlewające. — To jej słońce! jej jutrzenka! początek życia! świt nadziei! Wyciągnęła ramiona ku promiennemu przestworzu, z pragnieniem uściskania słońca; chciała mówić, krzyczeć coś tak boskiego, jak ten świt dnia; tymczasem trwała znieruchomiona w bezsilnym entuzyazmie. Wtedy oparłszy czoło na rękach, uczuła, ze oczy jej napełniają się łzami i płakać zaczęła z rozkoszy.
Gdy znów podniosła głowę, zniknął już był wspaniały świt. A ona czuła się uspokojoną, trochę zmęczoną i jakby zziębniętą. Nie zamknąwszy okna, położyła się na łóżku, marzyła jeszcze przez chwilę, poczem zasnęła tak głęboko, że o godzinie ósmej nie słyszała głosu ojca, przyzywającego ją do siebie i zbudziła się dopiero, gdy wszedł do jej pokoju.