Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

płaczem straszliwym, bezwiednie wyrzucając krzyki, rozdzierające jej krtań. Po chwili całkowicie złamana, osunęła się pod ścianą i ukrywaszy twarz w firance, by zdusić jęki bolesne, łkała, w rozpaczy bezbrzeżnej pogrążona.
Byłaby tak może spędziła całą noc, lecz na odgłos kroków w pokoju sąsiednim, jednym skokiem zerwała się na równe nogi. Może ojciec? A tu te listy wszystkie, porzucone na łóżku i podłodze! Wystarczyłoby mu przeczytać jeden! I dowiedziałby się!
Skoczyła i oburącz zagarnąwszy pożółkłe papiery, listy dziadków i kochanka, i te, których nie czytała, i te, które jeszcze związane spoczywały w szufladzie sekretarzyka, wszystkie rzuciła na kominek. Następnie wzięła z nocnego stolika płonącą świecę i podpaliła stos listów. Buchnął płomień wysoki, zalewając pokój, łoże i zwłoki światłem żywem, podrygującem, na białym baldachimie łoża rysując czarne, drżące kontury zastygłej twarzy i linie olbrzymiego ciała, osłoniętego prześcieradłem.
Gdy w głębi ogniska pozostała już tylko kupa popiołu, wróciła do okna, jak gdyby nie śmiejąc już pozostać przy zmarłej, i znów zaczęła płakać, z twarzą ukrytą w dłoniach, zawodząc skargą rozpaczną:
— Och, moja biedna mamo, moja biedna mamo!