Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zieleń rzucając tony ciemne na staw, nadawała mu wygląd ponury, dziki, wywołując złudzenie głębi bezdennej; a gdy wiatr dął, jęki drzew zdawały się być głosami bagniska.
Hrabina ujęła obydwie ręce Janiny, jak gdyby się z nią przyjaźniła od lat dziecinnych, następnie usadowiła ją i sama usiadła koło niej na niskiem krzesełku, a Julian, w którym cała zapomniana elegancya zmartwychwstała w ciągu ostatnich pięciu miesięcy, prowadził rozmowę, uśmiechał się, nad wyraz miły i uprzejmy.
Hrabina rozmawiała z nim o wspólnych spacerach konno. Podrwiwała trochę z jego sposobu dosiadania konia, nazywając go rycerzem „Niezgrabą“, a on odpowiadał równie wesoło, mianując ją „królową Amazonką“. Wystrzał tuż pod oknami wydarł Janinie krótki okrzyk. To hrabia zastrzelił cyrankę.
Żona przyzwała go natychmiast. Dał się słyszeć stuk wioseł, uderzenie łódki o kamień i oto ukazał się on sam, olbrzymi w wysokich butach, a za nim dwa mokre psy, rudawe jak on, które ułożyły się na dywanie przed drzwiami.
Był jakiś swobodniejszy we własnem mieszkaniu, zachwycony przybyciem gości. Kazał dorzucić drew na kominek, podać madeirę z biszkoptami; a nagle wykrzyknął:
— Ależ państwo zostaną u nas na obiedzie, koniecznie!