Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Lecz głos jakiś dobiegł ją z daleka:
— Tędy, tu widać ślady; prędzej, prędzej, tędy!
To Julian ją szuka.
Och! nie chce go widzieć. W otchłani, tuz przed nią, usłyszała teraz lekki szmer, nieokreślony szum fal, potrącających o skały.
Wyprostowała się i przechyliła nad skalną krawędzią, a rzucając życiu pożegnanie zrozpaczeńców, jęknęła ostatnie słowo umierających, słowo konających młodych żołnierzy, którym kula przeszyła wnętrzności:
— Mamo!
Nagle przeszyła ją myśl o mateczce; ujrzała ją łkającą; ujrzała ojca, klęczącego przed jej zastygłemi zwłokami; w jednej sekundzie przeżyła całą ich rozpacz.
I bezwładna opadła na śnieg; i nie uciekała już, gdy Julian ze starym Szymonem, za którymi szedł Maryusz z latarnią, chwycili ją za ramię i odrzucili w tył, tak była przechylona nad otchłanią.
Robili z nią, co chcieli, gdyż nie mogła się już poruszać. Czuła, że ją niosą, następnie kładą do łóżka, następnie wycierają gorącą bielizną; a później cała pamięć się zatarła, cała świadomość zniknęła.
A później napastowała ją jakaś zmora — czyżby zmora? Leżała w swym pokoju. Dzień