Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzie, przewrócone dnem do góry, robiły wrażenie ogromnych nieżywych ryb. Wieczór zapadał, a rybacy schodzili się grupkami, krocząc ciężko w swych wielkich buciskach, okręciwszy szyje wełnianymi szalami, w jednej ręce niosąc litr wódki, w drugiej latarkę. Długo krążyli koło przechylonych łodzi; z normandzką powolnością układali swe sieci, boje, bochen chleba, garnek masła, kieliszek i flaszkę gorzałki. — Następnie spychali łodzie, zgrzytające po kamieniach, które, przecinając pianę, wznosiły się na fali, chybotały przez chwil parę, poczem rozpiąwszy brunatne żagle, znikały w mroku nocy z małem światełkiem, zatkniętem na szczycie masztu.
A rosłe żony majtków, których twarde kadłuby wyraziście się rysowały pod krótkiemi spódniczkami, zaczekawszy na wybrzeżu aż do odpłynięcia wszystkich rybaków, wracały do wsi uśpionej, krzykliwymi swymi głosami zakłócając ciężki sen ciemnych uliczek.
Baron i Janina znieruchomieli, odprowadzali spojrzeniem oddalające się cienie tych ludzi, co noc narażających życie, by nie umrzeć z głodu, a tak biednych, że nigdy nie jadali mięsa.
Baron, porwany widokiem oceanu, szepnął:
— Straszne i piękne zarazem. Jakżeż wspaniałe jest to morze, otoczone mrokiem, mające