Przejdź do zawartości

Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kizowi z otwartemi ramionami. „Pan mnie zabiłeś — powiedział do niego ranny — spełniłeś swój obowiązek. Jesteś pan człowiekiem honorowym, ja jestem winny, pokutuję!“ Od tej chwili Paweł go nie opuścił. Nie pozwolił mi zawiadomić o tém Małgorzatę, która się niczego nie domyśla i o niczém dowiedzieć się nie może, ale oddał mi warunkowo pożegnalny list dla pani, list napisany zeszłéj nocy. Ponieważ nie powąchał nawet prochu swego przeciwnika, listem tym nie powinnaś się pani martwić. Podczas gdy pani czytać go będziesz, pójdę dowiedzieć się czegoś o biednym markizie. Dopiero co nie miano nadziei, — być może jest już po wszystkiem! Ja chcę go widzieć zawołała Cezaryna.
Dubois, który chodził od jednych drzwi do drugich jak obłąkany, zatrzymał ją.
— P. Nélaton nie każe, — rzekł jéj — teraz niepodobna! zostań tu pani, panno Dietrich, nie odchodź! Powiedział mi po cichu: — Ją zobaczyć i umrzeć!
— Biedny człowiek, biedny przyjaciel — powiedziała Cezaryna, powracając do mnie i tłumiąc łkanie. — Umiera z mojej ręki, można powiedzieć! Z pewnością on nie miał zamiaru wyzywać twego siostrzeńca; nie potrafiłby nie dotrzymać mi słowa. Był szczérym, pragnąc naprawić krzywdę Małgorzacie wyrządzoną.... Źle się wziął do tego — w tém cała jego wina. Moja nagana popchnęła go zapewne do tego wynagrodzenia, które przypłaca życiem...