Przejdź do zawartości

Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zywała jéj łagodność i przywiązanie, które wielce te panią wzruszały. Byłem zadowolony, że mi się udało dobrze umieścić małe dobrodziejstwo, co trudniejszą jest rzeczą niż się zdaje.
— A zatém... zakochałeś się w niéj?
— Nie; tylko ona zaczęła mię kochać, zwiększać moją zasługę, uważać za boga, płakać i chudnąć z powodu obojętności mojéj. Kiedym chciał ją wyspowiadać, ujrzałem jéj rozpacz, że mi się podobać nie może.
— Podobasz mi się odrzekłem w tém nie ma pytania. Gdybyś była dziewczyną płochą, zalecał bym się do ciebie zajadle; ale zasługujesz na coś więcéj niż zostać moją kochanką, lecz nie możesz zostać moją żoną, wiesz o tém dobrze.
— Wiem aż nadto — odpowiedziała — jesteś pan człowiekiem dumnym i bez plamy; pan nie możesz zaślubić dziewczyny splamionéj; ale gdybym była pańską kochanka, nie pogardzałbyś mną pan?
— Zapewne że nie; teraz kiedy cię znam, miałbym dla ciebie największe względy i najstalszą przyjaźń.
— I to by było trwałém.
— O ile można jak najdłużéj, może na zawsze.
— Pan nic nie przyrzekasz — zupełnie nic.
— Nic zupełnie, i dodam że twój los nie byłby świetniejszym od tego, jaki dzisiaj jest twoim udziałem. Nie mam swego domu, żyję bardzo oszczędnie, nie mógłbym cię widzieć przez cały dzień. Nie zniósłbym żeby ci zbywało na rzeczach koniecznych, ale nie mógłbym ci zapewnić ani dobrobytu ani chwil swobodnych, ani toalety.
— Przyjmuję to położenie — rzekła o ile będę mogła pracować, nic kosztować pana nie będę.