Przejdź do zawartości

Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ły piasek, na skałach nieruchome Kruki, patrząc na konających, czekały swojej kolei.
Kiedy noc zapadła, psy żółte, owe zwierzęta nieczyste, które szły zwykle za armją, skradały się w sam środek obozu barbarzyńców. Z początku lizały skrwawione kamienie, potem rzucały się do pożerania trupów.
Zbiegowie ukazywali się powoli. Kobiety także odważyły się powracać, gdyż ich jeszcze dość zostawało szczególniej u Libijczyków, pomimo straszliwej rzezi, jaką tu zdziałali Numidowie. Niektórzy z rozbitków ujęli sznury i zapalali jak pochodnie, inni na skrzyżowanych lancach umieszczali trupy i unosili na stronę. Jeszcze inni leżeli na wznak z otwartemi usty, z porzuconą obok lancą, lub też szukając kogo brakuje, przerzucali wszystkich i oświecali pochodnią oblicza nieżywych. Straszną bronią zadawane, potworzyły się dziwaczne rany; opleśniałe łachmany wisiały na czołach, wszyscy byli poszarpani w kawałki, zgnieceni aż do szpiku, sini od uduszenia, lub popłatani słoniową trąbą.
Pomiędzy zabitemi wspólnie, różnicę widzieć można było po śmierci. Ludzie z północy byli nabrzmieli, Afrykanie więcej nerwowi mieli fizjognomję zagorzałych i prędzej wysychali. Poznawano jurgieltników po tatuowaniu rąk; z tych, dawni żołnierze z Antjochji mieli wyryte krogulce, ci, którzy służyli w Egipcie, głowę małpią, ci znowu, co walczyli pod książętami azjatyckiemi znaczyli się toporem, granatem lub młotem. Wojownicy rzeczypospolitej greckiej mieli zarysy twierdz, lub imiona archontów. A spotykano i takich, których ramiona całe pokryte były nagromadzonemi symbolami, naprzemian z zagojonemi bliznami i świeżemi ranami.
Dla ludzi pochodzenia Latyńskiego, — Samnitów,