Przejdź do zawartości

Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nawet, którzy nic nie złożyli, skarżyli się jednak razem z drugiemi. Pospólstwo zazdrościło nowym Kartagińczykom przyznanego im prawa do całego przedmieścia; a Ligurów nawet, którzy tak nieustraszenie walczyli w sprawie kartagińskiej, uważano za barbarzyńców i przeklinano jak tamtych, mając za zbrodnię godną potępienia ich pochodzenie.
Kupcy na progach swych handlów, robotnicy z ołowianemi instrumentami w ręku, przekupnie soli płuczący swe kosze, łaziebnicy przy łaźniach i handlujący gorącemi napojami, rozprawiali o prowadzonej wojnie a każdy najlichszy ciura, pozwalał sobie wytykać błędy Hamilkara. Kapłani głosili, że to jest kara za długą jego bezbożność. Wszakże nie złożył całopalenia, nie oczyścił swoich zastępów; odmówił nawet zabrania z sobą wieszczków. Wspomnienie gorszącego świętokradztwa pobudziło na nowo gwałtowną nienawiść i powstrzymywaną dotąd wściekłość zawiedzionych nadziei. Przypomniano sobie klęski w Sycylji i cały ogrom dumy tego człowieka, którą tak długo cierpiano. Zgromadzenia kapłańskie nie mogły przebaczyć Hamilkarowi pozabieranych sobie skarbów i wymagały od Wielkiej Rady wyroku na ukrzyżowanie go, jeżeliby powrócił.
Przytem jeszcze upały w miesiącu Eloul, nadzwyczajną w tym roku były klęską. Z jezior podnosiły się zaraźliwe wyziewy, przeciążały powietrze wraz z dymem kadzideł wirujących po ulicach. Słychać było bezustanny odgłos hymnów, tłumy ludu cisnęły się na stopnie świątyń. Wszystkie mury okrywano czarnemi zasłonami, pochodnie gorzały na czołach bóstw pateckich, a krew wielbłądów zarzynanych na ofiarę, spływając po balustradach, tworzyła obfite czerwone kaskady. Straszne szaleństwo opanowało Karginę. Widać było w głębiach najciaśniejszych ulic