Przejdź do zawartości

Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

własnym nawozie, rozpościerasz twoje głupstwo. Zamilknij lepiej!...
I rozpoczęli obwiniać się wzajemnie o bitwę pod Egatami.
Hannon skarżył, iż Barkas nie przyszedł na jego spotkanie.
Ten odpowiadał, że niepodobna mu było opuścić. Eryksu. — Trzebaż ci było puścić się na pełne morze? Któż cię wstrzymywał? tylko prawda, zapomniałem, słonie lękają się wody!...
Stronnicy Hamilkara uważali ten koncept tak zabawnym, że się rozległy śmiechy silne, aż sklepienia zadrżały niby od echa trąby.
Hannon żalił się na to urąganie, dowodząc, że choroby tej nabył z przeziębienia w czasie oblegania Hekatompylu, a łzy płynęły po jego twarzy jak deszcz jesienny po zbutwiałych ruinach.
Hamilkar mówił jeszcze: — Gdybyście wy mnie tak kochali jak Hannona, to dzisiaj panowałaby wielka radość w Kartaginie. Wieleż to razy wołałem do was, ale odmawialiście mi pieniędzy.
— Ponieważ sami ich potrzebowaliśmy, — odrzekli naczelnicy Syssitów.
— A kiedy byłem w takim stanie, że musieliśmy nasycać pragnienie odchodami mułów, głód pożywaniem rzemiennych sandałów, kiedy zrozpaczony pragnąłem, aby z tych wynędzniałych ździebeł trawy jakiemi stali się moi żołnierze i ze zgniłych resztek naszych tworzyć walczące bataljony, wy zabieraliście mi ostatnie okręty!
— Niepodobna było ryzykować wszystkiego, — powiedział. Baat-Baal, dzierżawca złotych kopalni w Getulji Darytjeńskiej.
— A cóż zdziałaliście przecież tutaj w Kartaginie, w waszych domach poza murami? Czyliż to