Przejdź do zawartości

Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/601

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

drażliwe zastosowanie. Karol nie słuchał go wcale; Rudolf to miarkował i śledził na twarzy swego towarzysza bieg tłoczących go wspomnień. Powoli twarz ta krwią nabiegała, nozdrza się rozdymały, wargi drgały, była nawet chwila, kiedy Karol dzikim ogarnięty szałem, wlepił wzrok ponury w Rudolfa, który zamilkł przestraszony. Ale niebawem twarz nieszczęśliwego powróciła do dawnego wyrazu bolesnego znękania.
— Nie mam żalu do pana! rzekł.
Rudolf oniemiał. A Karol ująwszy głowę w obie dłonie, powtórzył głosem zagasłym, z wyrazem nieuleczonego smutku:
— Nie, nie mam do pana żalu!
Dodał nawet wielkie słowo, jedyne jakie w życiu swem powiedział:
— Tak chciało przeznaczenie!
Rudolf, który pokierował tem przeznaczeniem, znalazł go bardzo dobrodusznym na człowieka w jego położenia, nawet śmiesznym i trochę nikczemnym.
Nazajutrz Karol usiadł na ławeczce w altance. Słońce przeświecało przez kraty; winne liście rysowały cienie na piasku, jaśmin wonią napełniał powietrze, niebo jaśniało czystym błękitem, kan-