Przejdź do zawartości

Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kwiatów, któremi ich częstowały kobiety w czerwonych gorsetach. W powietrzu rozlegały się dzwony, słychać było rżenie mułów, pomieszane z dźwiękiem gitary i szmerem wodotrysków, których pył wodny odświeżał stosy owoców, poukładanych w piramidy u stóp bladych posągów, przeglądających się w czystem wód przezroczu. Wreszcie jednego dnia przybywali do wioski rybackiej, gdzie sieci suszyły się na wietrze, wzdłuż wybrzeża. Tam się zatrzymują; mieszkać będą w nizkim domku z płaskim dachem, ocienionym drzewem palmowem, w głębi zatoki, nad morzem. Będą pływać gondolą, będą się kołysać w hamaku; życie ich łatwem będzie i szerokiem jak ich odzież jedwabna, ciepłem i gwiaździstem jak łagodne noce, które razem podziwiać będą. A na bezmiernym ogromie tej przyszłości, jaką stwarzało bujnie jej marzenie, nic szczególnego nie występowało; dnie, wszystkie wspaniałe, podobne były do siebie jak fale, i to życie kołysało się na widnokręgu, nieskończone, pełne harmonii, błękitnawe i w promieniach słońca skąpane... Tymczasem dziecko zaczynało kaszlać w kolebce, lub Bovary chrapał głośniej, i Emma zasypiała dopiero nad ranem, kiedy dzień świtać zaczy-