Przejdź do zawartości

Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wyrazu. Inni członkowie przysięgli kiwali potwierdzająco głowami. Strażacy, u stóp estrady, odpoczywali wsparci na swych bagnetach; Binet, nieruchomy jak posąg, stał z odstawionym łokciem i końcem pałasza do góry wzniesionym. Słyszał on może, lecz zapewne nic nie widział, bo przyłbica kasku całe oczy mu zasłaniała. Porucznik jego, młodszy syn imćpana Tuvache, przeszedł go jeszcze pod tym względem: miał bowiem na głowie kask olbrzymi, który chwiał się na wszystkie strony, a z pod niego wyglądał fular kolorowy. Chłopak uśmiechał się pod tym ciężarem z dziecięcą uległością, a blada jego twarzyczka potem oblana, miała wyraz zadowolenia, znękania i senności.
Cały plac aż do samych domów pełen był ludzi. Okna także były natłoczone, niektórzy stali we drzwiach swych domów, a Justyn, pilnując wystawy aptecznej, zdawał się cały zatopiony w podziwianiu tego co widział. Pomimo, panującej ciszy, głos pana Lieuvain gubił się w przestrzeni. Dochodziły uszu słuchaczy tylko urywki zdań, przerywane tu i owdzie ruchem krzeseł w tłumie; czasem dawało się słyszeć znienacka przeciągłe ryczenie wołu, lub beczenie owiec odpowiadają-