Przejdź do zawartości

Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/676

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bądź silna i spokojna. Skoro przeszkodzę zbrodni tych złoczyńców, powrócę tutaj.
— Nie powrócisz — głos wewnętrzny mi to mówi! Ja nie mogę tu pozostać!
Małgorzata zarzuciła chustkę na ramiona i szybko wyszła z Walterem z familijnego domu — nie uważano, że pilny i tajemniczy miała zamiar, bo wszyscy widzieli, że u Ehrenbergów są aż dwa trupy, a ztąd było tam w nocy wiele zajęcia.
Burza miotała śniegiem i deszczem na dwie osoby, które aby zapobiedz zbrodni, opuściły przedmieście i przez staroświecką bramę weszły na krzyżujące się ulice pełne brudu i ciemności.
— I nie gniewasz się na mnie? z właściwą sobie niewinnością i przymileniem spytała Małgorzata.
— Jak możesz pytać mnie o to? Czyliż mógłbym gniewać się za to, że z obawy o mnie nie lękasz się mroźnéj nocy i towarzyszysz mi! Wołałbym był tylko z powodu twojego zdrowia, abyś była pozostała w domu, bo noc niegodziwa, burzliwa! Ale kiedy jesteś przy mnie, wyznać ci muszę, iż niewypowiedziane jakieś uczucie mówi mi: tak lepiéj! rzekł Walter.
— Dziękuję ci, że mi tak mówisz, byłabym umarła z niespokojności i obawy! Ci ludzie są okrutni, a tyś za porywczy! Przywołamy zamkową straż i tym sposobem przeszkodzimy kradzieży.
— Północ! szepnął Walter usłyszawszy bicie zegarów. Spodziewam się, że właśnie na czas przyjdziemy.
Droga z domu familijmego na przedmieściu do zamku była dosyć daleka, bo przynajmniéj wynosiła pół mili, a przedłużały ją jeszcze bardziéj liczne zboczenia, które trzeba było robić, bo ulice nie szły prosto. Przy tém z powodu niepogody kamienie oślizgły, a po rogach wiatr w oczy smagał deszczem i śniegiem nocnych wędrowców.
Ale Małgorzata odważnie naprzód pośpieszyła, nie zważając, że burza odzież jéj zmoczyła i z włosami jéj